Dzisiaj chłop pojechał w delegację. Miałam tyyle planów na dzisiaj! Wstawić pranie, ogarnąć łazienkę na górze (aż się prosi normalnie), odkurzyć chociaż dół i umyć podłogę, no i w kuchni coś szturchnąć bo już nawet przez okno nic nie widać...(u Was też jest taka plaga muszek owocówek?! zżerają mnie żywcem mimo, iż porobiłam na nie pułapki). A ja usiadłam i siedzę. I mam w dupie. To nic, że gary się zaraz ze zlewu wysypią (nie mam mocy nawet żeby je wrzucić do zmywarki-umyłam tylko kubek na poranna kawę), w przedpokoju można się zabić o kamyki, które wypadły z butów a na ławie jest tyle okruchów na serwecie, że nie ma gdzie szklanki postawić... Chuj tam. Pierdolę nie robię. Zdążę kiedyś. Otworzyłam piwo, piszę do Was a za chwilę włączę sobie muzę na full :) Jutro też jest dzień przecież :)