Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z wrzesień, 2018

6 miesięcy masakry

Tak sobie powtarzam, że jak opiszę ten cały koszmar z pracą, który miałam przez pół roku to przestanę mieć traumę. Zobaczymy. Rok temu, pierwszego września poszłam do nowej pracy. W zasadzie znalezienie nowej roboty zajęło mi niecałe dwa miesiące. Byłam świadoma, że zmieniam przytulny zakątek ze znajomymi, znajomościami i ogólną wygodą życiową na korporację i jeszcze wtedy nie wiadomo na co dokładnie... Początek nie był zły. Na pierwszy rzut musiałam się zmierzyć z tym, że pracowałam z samymi kobietami.  Ja, przyzwyczajona do grona 70 facetów na co dzień miałam się odnaleźć w strefie ciągłych rozmów o paznokciach, mejkapach, dzieciach i ciuchach. To była makabra. Na szczęście wszystkie kobiety to super babki i bez nich tam bym nie przetrwała nawet pół dnia, albowiem to one mnie wszystkiego uczyły. Korporacja nie przewidywała osoby, która by mogła wprowadzić nowego pracownika w ten chory zapierdol i robiły to pracownice w czasie gdy same miały niezłą orkę... Musiałam się przerzucić n

Standard jak jestem sama w domu

Mam takie szczęście, że zawsze jak Bogo jest w delegacji to coś się musi w chacie dziać. Albo przychodzą panowie światłowód montować (i tak dwa tygodnie), albo coś cieknie albo na przykład piszczy...Tak jak dzisiaj. Kurwa, ile mi zajęło czasu, żeby zlokalizować to piszczenie!!!A to odgłos tak wkurwiający, jakby coś się do głowy wwiercało. Po tym jak obleciałam całą chatę zapaliła mi się żaróweczka w mózgu PIEC! Zleciałam jak poparzona na dół a tam to dopiero pisk i na piecu 80 stopni. Pierwsze co zrobiłam to odkręciłam wszystkie kaloryfery w domu. Ja już widziałam w wyobraźni jak wybucham :) No to wylatuję na ganek, żeby zadzwonić do głównego dowodzącego piecem. (wylatuję na ganek, ponieważ w domu KURWA!!!nie mamy zasięgu) I mu tłumaczę, że piec piszczy. No to pierwsza instrukcja była, żeby wyłączyć piec z prądu (zrobiłam) i zakręcić zawór za pompą.... Hmmm. Tam zaworów od chuja i ciut ciut :) I weź tu teraz zakumaj co przekręcić. A jak nie daj boziu coś spierdolę to pozamiatane.

Dopiero środa.

O boziuu jak ja się dzisiaj nie wyspałam. To pewnie przez księżyc. Wali łysy tak, że szału można dostać. Dzisiaj pierwszy raz skrobałam szyby w aucie. Brrrr. Narożnik wczoraj przyjechał :D Jest cudowny!!!! Spełnienie moich marzeń! :) Teraz trzeba wymienić stoliczek bo nie pasuje. Bogo już kręci nosem:) Oczywiście syf kontrolowany, proszę nie zwracać uwagi :) Mam taki zapał do roboty dzisiaj jak widać:) Chyba szef ma taki sam, bo jeszcze dzisiaj nie słyszałam żadnego kurwa :)

W końcu będzie mi wygodnie :)

W sobotę kupiliśmy narożnik do salonu! Boziu jak się strasznie cieszę!!! Jak na razie to męczymy się na wersalce, z której wystają druty i wbijają się w dupę ;-) Już jutro przyjedzie cudny, szary narożnik 2,5 x 2,5 z wielkimi poduchami :) A dzisiaj trzeba ogarnąć chatę i przygotować ją na przybycie nowego cuda. A tak mi sienie chce....:) Taki leń mnie złapał wraz ze spadkiem temperatury o całe 20 stopni, że najchętniej to bym z łózka nie wyłaziła. W nocy tak napierdalał wiatr, że spać nie mogłam. Wywróciło mi kwiatki z parapetu :( Na szczęście spadły w stronę domu a nie na samochód bo to by było dopiero! Na wczoraj miałam tyyyle planów, że głowa mała! Niestety udało mi się tylko przesadzić kwiatki:) Nowy wrzosik i gwiazda betlejemska, która powoli zamienia mi się w drzewo :)

Wczoraj wieczorem...

Godzina 22. Informuję Boga, że idę spać. Cisza...Powtarzam więc komunikat i macham łapami przed jego oczami. B: Przyjąłem do wiadomości. No to git. Polazłam na górę i grzecznie ułożyłam się do spania. Bogo zaś świrował na dole jakieś dziesięć minut ( nie wiem ile bo własnie odpływałam). I tak mi już dobrze, już zasypiam i słyszę, że chłop idzie po schodach i śpiewa!!! Po czym zaczyna sobie gadać... Wkurwiłam się przednio, bo już mi było tak dobrze a tu pobudka! No to mówię mu, żeby czasami pomyślał chwilę, bo ja tu śpię już a on mi dyskotekę robi z sypiali. Przeprosił, wlazł pod kołdrę, buzi, dobranoc i śpimy. Nie wiem ile czasu znowu minęło, ale znowu odpływam a tu za plecami: B: Słyszysz?! Jeleń nie ryczy!!!! Kurtyna...

Bum

Pierdolnęłam sobie dzisiaj w słupek... Na zderzaku mega wgniecenie i nawet kolor żółty słupka został na pamiątkę. Pan mnie tak zablokował, że ni chuja nie mogłam wyjechać z mini parkingu spod pracy. Dopiero jak gościu zobaczył, że jebnęłam w pachołek i trzy razy próbowałam wykręcić to odjechał. Myślałam, że mnie jasny chuj trafi! Na szczęście to już nie pierwsza skaza na moim szerszeniu:) Pierwszy był metalowy kosz na śmieci pod domem :D P.S. Mam takie rykowisko pod domem od dwóch tygodni, że dostaję szału. Ryczenie, wycie czy zawodzenie jednego jelenia nawet budzi mnie w nocy! Modlę się, żeby sobie szybko pobzykał ;-)

No to może zaczniemy od tego od czego skończyłam?:)

To, że jest Bogo to już wiecie:) Tak sobie żyliśmy w stanie błogosławionym aż mnie zaczął szlag trafiać;-) No bo ile można widywać faceta tylko na weekend?! Półtorej roku żeśmy się tak kurewsko męczyli. Co piątek mnie chłop zabierał spod pracy i jechaliśmy do niego do domu. W niedzielę już spina, bo w poniedziałek trzeba wstać o 4 i mnie odstawić do pracy no i sam Bogo musiał zaiwaniać do swojej. W sumie i tak facet cały czas w delegacjach, bo taka praca...Lepiej, że byłam u siebie w domu z "towarzystwem" niż sama gdzieś tam na wygwizdowiu:) Ale ileż można?! No i padła decyzja, że ja bym chciała z nim, a on ze mną i ten teges:) Znalazłam pracę migusiem. W Kłodzku. W korporacji! WOW. Szał ciał i w ogóle. Zajęło mi to dwa miechy, żeby wszystko rzucić i wyjechać w (nie Bieszczady) Góry Sowie ;-) Jeszcze zdążyłam się ze wszystkimi pożegnać. Oj jakie to było rozbrajające jak mi całe biuro zafundowało tort na ostatnie pożegnanie i prezenty i mnóstwo łez! Produkcja to już w o

No dobra....

Zabieram się do tego jak żyd do srania, ale jak nie teraz to kiedy?! Wracam! Ha! Nie mam pojęcia, czy nadal nadaję się do tego pisania. Wiem, że tyle czasu minęło od ostatniego posta, że aż szok! Brakuje mi tego. Najbardziej oczywiście ludzi, którzy wiadomo już nie wrócą. Chociaż...Mysa wróciła! Asterixowa :) dalej jest! Tylko sens mi się gdzieś po drodze zgubił. Jak teraz czytam przeróżne blogi (czasami te od zawsze a czasem te nowe) to nie widzę w nich nic z tego co miałyśmy jako te dziewczyny dziewięć lat temu....A już komercja i całe to przedsięwzięcie blogowe (blogosfera!) reklamy i sponsoring zniechęcają mnie tym bardziej. Może uda się choćby w tym "naszym gronie"? Jak nie spróbuje to nie będę wiedziała:) No to jestem. Nowa Alutka. W innym mieście-wsi. Nie sama tylko z ukochanym.  Pokonuję codziennie nowe bariery. A wydawało mi się, że mieszkając w mieście wszystko jest takie proste:) Mam tyle do opisania, że mam obawy czy dam radę nadrobić to wszystko co się u