Przejdź do głównej zawartości

6 miesięcy masakry

Tak sobie powtarzam, że jak opiszę ten cały koszmar z pracą, który miałam przez pół roku to przestanę mieć traumę. Zobaczymy.
Rok temu, pierwszego września poszłam do nowej pracy. W zasadzie znalezienie nowej roboty zajęło mi niecałe dwa miesiące. Byłam świadoma, że zmieniam przytulny zakątek ze znajomymi, znajomościami i ogólną wygodą życiową na korporację i jeszcze wtedy nie wiadomo na co dokładnie...
Początek nie był zły. Na pierwszy rzut musiałam się zmierzyć z tym, że pracowałam z samymi kobietami.  Ja, przyzwyczajona do grona 70 facetów na co dzień miałam się odnaleźć w strefie ciągłych rozmów o paznokciach, mejkapach, dzieciach i ciuchach. To była makabra. Na szczęście wszystkie kobiety to super babki i bez nich tam bym nie przetrwała nawet pół dnia, albowiem to one mnie wszystkiego uczyły. Korporacja nie przewidywała osoby, która by mogła wprowadzić nowego pracownika w ten chory zapierdol i robiły to pracownice w czasie gdy same miały niezłą orkę...
Musiałam się przerzucić na korpo język. O ja pierdolę. Dalej mi się to wydaje tak komiczne i absurdalne, że nawet ciężko to opisać. Tam nie czeka się na telefon tylko na calla. Wszystko jest w outlooku, łącznie z przerwami na siku( no prawie) i każdy widzi kiedy masz jakieś spotkanie. Rozmowy toczą się głównie w języku angielskim i nieważne, czy rozmawiasz z szefem (kierownikiem), który siedzi za twoimi plecami czy też masz calla z połową Europy....
Byłam odpowiedzialna za wszystko, żeby tylko produkcja nie stanęła a w zasadzie nie mogłam nic zrobić bo o wszystkim decydował sourcing albo kierownictwo, a jak wiadomo to grupa najbardziej niedostępnych osób w korpo...
Musiałam jako zakupowiec pilnować wydatków TYGODNIOWYCH, które zapewniłyby mi ciągłość produkcji nie wydając niepotrzebnie dodatkowych dolarów, z których byłam rozliczana co tydzień. Musiałam robić estymacje i trzy raporty dziennie.
Logistyka na najwyższym poziomie przy najmniejszej kontroli. I presja.
Codziennie rano jak wstawałam do pracy to z bólem brzucha. Nie mogłam nic jeść a non stop siedziałam na kiblu.
Wiem, że stres mi potęgowała jazda samochodem. Musiałam nagle wsiąść i jechać. Dla kogoś, kto po zrobieniu prawka nie siedział w ogóle w aucie a minęło dobre 8 lat a to niezły stresik. Codziennie musiałam pokonać 60 km. Dodatkowo mam kurzą ślepotę i nie widzę po ciemku... a jak mi jeszcze auto światłami poświeci z przeciwka  to kaplica!
Nowe w firmie byłyśmy dwie. Ja i K. K była miesiąc dłużej. Ona to dopiero maiła masakrę. Siedziała w pracy od 6 do 19. I mieszkała koło mnie, więc dodatkowo dojazd zabijał. ( koleżanka rzuciła robotę tydzień po mnie)
Czasami miałam dziwne poczucie, że za mało pracuję. W końcu przychodziłam o 7:30 i wychodziłam o 16.  Zdarzało mi się siedzieć do 18, ale to jak miałam sesje douczające z kierowniczką.
Stwierdziłam, że ja nie jestem z tych co zapierdalają ponad normę po 12-13 godzin dziennie bo to kurwa nie ma sensu.
Już wtedy wiedziałam, że dla mnie najważniejszy jest dom. Praca pracą, ale bez przesady...Nie po to się przeprowadziłam do chłopa, żeby go w ogóle nie widywać. Co z tego, że pieniądz taki jak nigdy nie miałam.
Nie wiem, może dlatego mnie tak potraktowali...ale to później.
Na rozmowie kwalifikacyjnej miałam propozycję pracy na okres 3 miesięcy-jako okres próbny a potem na dwa lata. Później oczywiście na czas nieokreślony...
Po trzech miesiącach ( w czasie których nawet nikt nie potrafił mi założyć maila- spróbujcie pracować w zaopatrzeniu bez maila i kontaktować się z całym światem) przedłużyli mi łaskawie umowę na następne trzy miesiące. I już mi tu coś śmierdziało. Zapytałam wprost o co chodzi, skoro mówili co innego. Kierowniczka łącznie z dyrektorem stwierdzili, że nigdy w życiu nic takiego nie obiecywali a pani z HR była wielce zdziwiona, że ja jej o takich rzeczach mówię w ogóle!!!
Pod koniec drugiego miesiąca drugiej umowy rozchorowałam się tak, że zwątpiłam we wszystko. Poległam jak myślałam wcześniej na jakieś grypsko. Nie mogłam ruszać rękami i nogami. Tylko wyłam i spałam. Pani doktor nie miała pojęcia co jest nie tak. Zrobiłam wszystkie badania krwi i nawet EKG bo kłuło mnie w plecach i nie mogłam oddychać.
W sumie na zwolnieniu byłam 3 tygodnie. Dodatkowo oprócz tego, że chorowałam to jeszcze nie spałam w nocy bo cały czas myślałam o tym, co się dzieje w pracy jak mnie nie ma. Kto się zajmuje moimi dostawcami, co z dostawami, co z transportem od leniwych włochów itd....
Dwa razy w ciągu choroby musiałam się stawić w pracy żeby donieść zwolnienia. Nie wiem jak to zrobiłam bo tego po prostu nie pamiętam. Pamiętam za to, że jak mnie dziewczyny zobaczyły, to były w szoku, że stoję.
Wróciłam po 3 tygodniach zwolnienia. Miałam do ogarnięcia 700 maili i bieżące sprawy. Zaczęłam od 7:30 jak zawsze. Na 15:30 miałam zaplanowane spotkanie z kierowniczką, żeby porozmawiać o wszystkim co się działo i o tym jakie są moje przemyślenia na temat pacy. Wiadomo umowa się kończy za tydzień.
OGARNĘŁAM te maile i nagle przychodzi wiadomość, że spotkanie nie na 15:30 ale na 15:45 i nagle spotkanie, które mi zaplanowała kierowniczka na następny dzień znika z mojego kalendarza...
Już czułam, że coś nie tak. Weszłam na spotkanie a tam pan dyrektor i pani kierowniczka. Kierowniczka nawet mi w oczy nie patrzyła jak dyrektor powiedział, że kończymy współpracę i żebym jutro już nie przychodziła do pracy. On widzi jak się męczę i to dalej nie ma sensu...Nawet nie pozwolili mi wyłączyć kompa. Nie mówiąc już o zakończeniu współpracy z dostawcami, współpracownikami itd...
Jeszcze jak wychodziłam z salki to się trzymałam, ale jak weszłam na open space :) i dziewczyny zobaczyły moją minę to już nie mogłam się powstrzymać i ryknęłam.
Nie pamiętam jak dojechałam do domu. Nie pamiętam jak minął mi cały tydzień do momentu gdy musiałam tam wrócić po świadectwo pracy.
Wlazłam tam jak cień. Dziewczyny mnie zgarnęły z korytarza i każda się ze mną pożegnała ze łzami w oczach. Dostałam piękna bransoletkę na pamiątkę. Normalnie dla mnie to był szok, ale w końcu pozytywny:) Jak mijałam kierowniczkę na korytarzu to nawet się odwróciła w moją strone ale nie była w stanie słowa wydusić z siebie.
I tak zostałam bezrobotna, z poszarpanymi nerwami w zasadzie bez kasy, w nowym miejscu zamieszkania bez znajomych i ogólnie w wielkiej dupie.
Jedyne co miałam to faceta, który mnie kocha na maksa i w zasadzie to go nie ma w domu :)
A okres bezrobocia to już inna bajka:)


Komentarze

  1. ja pierdzielę..... niezła chujnia

    OdpowiedzUsuń
  2. źle cie potraktowali, w sumie nie byłaś dla nich człowiekiem tylko maszyną do pracowania i dobrze ze nie zostałaś tam ani chwili dłużej

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Może mi ulży...

 Tak się właśnie zastanawiałam, czy to miejsce jeszcze istnieje:) A jednak! :) Szukam upustu swoich myśli, które powoli mnie zabijają od środka. Za dużo ich na raz. Swoimi czasy pisanie potrafiło jakoś uporządkować to, co dzieje się u mnie w bani. Mam  nadzieję, że teraz też tak będzie. Stało się z mojego wyboru, że jestem w miejscu gdzie nie wiem jak się odnaleźć. Całkowicie jestem sparaliżowana. Mam w głowie jeden wielki chaos i wielkiego nerwa, co ja teraz pocznę. Już zapomniałam jak się pisze nawet. Dziwne uczucie... Tyle bym chciał na raz opisać, ale niestety nie umiem tego ubrać w słowa. Wszystko muszę sobie jakoś poukładać w głowie. Mam nadzieję, że uda mi się to jakoś sprawnie ogarnąć, bo szkoda czasu na zbędne pierdolenie;-)  to na razie tak dla pierwszego oddechu... Ufff...

W końcu.

W końcu mogę napisać, że już po wszystkim. Po ślubie, po przyjęciu weselnym z rodzina i po wczorajszej bibie ze znajomymi naszymi wszelakimi aczkolwiek najbliższymi :) Te ostatnie trzy tygodnie to była jakaś masakra.(ale to potem) Uroczystości wszystkie się udały, oprócz tego że poryczałam się przy składaniu przysięgi i mój własny ojciec to nagrał.... Trzy dni z moja rodzina w domu przebiegły bez spięć, aczkolwiek już mi się nieco gotowało w gardełku...Wiadomo, co za dużo to niezdrowo:) Przeżyłam fryzjerów, mejkapy i cały ten szum. Najlepsze było jak z siostrą pojechałyśmy do fryzjera i kosmetyczki a chłopakom zostawiliśmy dekorowanie samochodu. To, co zobaczyłyśmy po powrocie to była masakra :D. Szkoda, że nie zrobiłam zdjęć. Dwa wiszące balony na lusterkach i żałobna wstążka koło maski :) No nie da się  tego ubrać w słowa. Najlepiej na przyjęciu bawiliśmy się MY :) i chyba właśnie o to chodziło. Wczoraj zaś mieliśmy imprezę tylko dla znajomych. Też było superowo. Tańce i sz...

Meldunek

Hello. Siedzę tak cicho, bo w zasadzie co tu pisać jak nie jest za wesoło . Miałam opowiedzieć o SPA i o morzu...W SPA było przezajebiście! Pogodę mieliśmy taką, że lepszej nie mogłabym sobie na Święta wymarzyć. Połaziliśmy nieco po górach, popływaliśmy w basenie i pomoczyliśmy dupska w jackuzzi. Dodatkowo skorzystaliśmy również z masaży  a ja jeszcze z magnetoterapii z nadzieją, że pomoże mi na te nieszczęsne korzonki. Tydzień na morzem był też zajebisty :) Zawsze chciałam pojechać nad morze w zimie...i już nie chcę! ;-) Majówka z taką temperaturą i lodowatym wiatrem, że pierwszy raz w życiu jednorazowo miałam na sobie tyle warstw, że ledwo mogłam chodzić. Tak się cieszyłam, że wzięłam zimową kurtkę! Ogólnie wyjazd udany, ale mam nadzieję, że następnym razem będzie ciut cieplej;-) Oczywiście na plaży leżeliśmy! Dwa koce, parawan, zimowe kurtki i szaliki (wytrzymaliśmy aż całą godzinę). Temperatura odczuwalna była jakieś 7 stopni ale słońce świeciło jak w sierpniu :) A tak...