Tak sobie powtarzam, że jak opiszę ten cały koszmar z pracą, który miałam przez pół roku to przestanę mieć traumę. Zobaczymy. Rok temu, pierwszego września poszłam do nowej pracy. W zasadzie znalezienie nowej roboty zajęło mi niecałe dwa miesiące. Byłam świadoma, że zmieniam przytulny zakątek ze znajomymi, znajomościami i ogólną wygodą życiową na korporację i jeszcze wtedy nie wiadomo na co dokładnie... Początek nie był zły. Na pierwszy rzut musiałam się zmierzyć z tym, że pracowałam z samymi kobietami. Ja, przyzwyczajona do grona 70 facetów na co dzień miałam się odnaleźć w strefie ciągłych rozmów o paznokciach, mejkapach, dzieciach i ciuchach. To była makabra. Na szczęście wszystkie kobiety to super babki i bez nich tam bym nie przetrwała nawet pół dnia, albowiem to one mnie wszystkiego uczyły. Korporacja nie przewidywała osoby, która by mogła wprowadzić nowego pracownika w ten chory zapierdol i robiły to pracownice w czasie gdy same miały niezłą orkę... Musiałam się przerzuc...